Forum Forum Marii Sadowskiej Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wywiady z Marysią

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Marii Sadowskiej Strona Główna -> Tribute to media
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:34, 30 Wrz 2006    Temat postu: Wywiady z Marysią

Postanowiłem zredukować liczbę tematów na tym forum, głównie właśnie w dziale media, ponieważ okaząło się, że każda obecność Marysi w prasie, nowy wywiad itp wymagały zakładania nowego tematu Wink

tak więc wszystkie posty Chill-outa i jeden Scottiego, ale też i swoje (które były wcale lub mało komentowane!) pozwalam sobie skopiować tutaj, by było czytelniej Smile mam nadzieję, że wam to nie będzie przeszkadzać - to samo robię z tematami związanymi z Marysią w Internecie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adrian dnia Sob 18:45, 30 Wrz 2006, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:38, 30 Wrz 2006    Temat postu:

Maria w Glamour

Nową płytą wraca do jazzowych korzeni. "Tribute to Komeda" jest inspirowana twórczością Krzysztofa Komedy, twórcy muzyki do pierwszych filmów Romana Polańskiego.

Skąd pomysł nagrania nowych wersji piosenek Krzysztofa Komedy?
Najpierw dostałam propozycję nagrania jego utworu na płytę w stylu "polscy muzycy inspirowani polskim jazzem". Przygotowując się do tego, zadzwoniłam do Zofii Komedowej, wdowy po Krzysztofie, z prośbą o udostępnienie jego dyskografii. Wyszłam od niej z siatką płyt i... wsiąkłam.

Ta płyta to dla ciebie powrót do jazzowych korzeni.
Wychowałam się w rodzinie jazzowej. Śpiewałam jazz przez lata. Teraz znów mnie dogonił. Ale ta płyta nie jest stricte jazzowa. Jest na niej trochę elektroniki, electrodub, funky, swingu i oldschoolowego grania. Wszystkiego, czym się fascynuję.

Komeda kojarzy się z muzyką do filmów Polańskiego.
Ale napisał też mnóstwo pięknych melodii. Takich, które ma się ochotę nucić. Tyle że wcześniej nikt ich nie zaśpiewał.

Ty odważyłaś się napisać do nich teksty. O czym?
Na poprzedniej płycie śpiewałam poezję Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Na tej są też piosenki z tekstami Agnieszki Osieckiej. Takie sąsiedztwo paraliżowało mnie. Teksty nie są o miłości damsko-męskiej, ale o miłości do muzyki i chęci ucieczki.

Na płycie śpiewasz: "Zamiast mieć, wolę myśleć i być". To twoje motto?
Tak. Utożsamiam się też z fragmentem, że jest mi "przyjemnie, gdy świat sobie radzi beze mnie."


Marysia w wakacyjnym "?Dlaczego"



Marysia Sadowska ma muzykę we krwi. Jest wokalistką, która zrobiła karierę za granicą. Jednak wróciła do Polski, by tutaj powtórzyć swój sukces. I ma na to doskonały sposób.

Dla kogo jesteś Marysią, a dla kogo Marią?
Bardzo lubię swoje imię we wszystkich jego odmianach. Nie uważam, że zdrobnienie jest infantylne - jest po prostu słowiańskie, miękkie. Dla moich przyjaciół, bliskich jestem Marysią. To imię pasuje do mnie - jestem bardzo "marysiowata”. Jednak kiedy występuję jako producent, kompozytor, reżyser - bardziej czuję się Marią. Również w kontekście muzyki Krzysztofa Komedy nie wypadało mi pozostawać Marysią. Ale zamieszanie wokół imienia raczej mnie śmieszy. Jakie to ma znaczenie dla muzyki? Na następnej płycie będę po prostu Sadowska, a nazywać po imieniu będziecie mnie mogli, jak chcecie.

Czy to prawda, że swój pierwszy album nagrałaś mając 14 lat, i to w USA? Jak Ci się to udało?
Pierwszy album nagrałam, gdy miałam 14 lat, ale w Polsce. Do Stanów Zjednoczonych wyjechałam po maturze na zaproszenie amerykańskiej producentki polskiego pochodzenia. Po prostu wysłałam jej swoje demo i tak się zaczęło. W USA nagrałam dwa albumy, które zostały wydane w Japonii.

Brzmi nieźle. Dlaczego tam nie zostałaś?
Wróciłam dlatego, że dostałam się na wymarzone studia do łódzkiej filmówki. Zawsze chciałam studiować reżyserię. Lata spędzone w Łodzi uważam za najważniejsze w moim życiu. To był czas samopoznania, wytyczenia sobie dróg. Poza tym, będąc w Stanach Zjednoczonych, czułam się oderwana od swoich korzeni. Tęskniłam za ludźmi, których kocham.

A nie wolałaś uczyć się w jakiejś "słynnej” hollywoodzkiej szkole?
Po pierwsze, nie było mnie stać, po drugie, kiedy chciałam iść na jakieś kursy filmowe w Hollywood, wszyscy mi mówili: "No co ty, przecież wy macie w Polsce jedną z najlepszych szkół filmowych na świecie! Sami byśmy chcieli tam studiować”. Oczywiście mieli na myśli filmówkę w Łodzi... Nie studiowałam w Stanach, ale był taki czas, kiedy przyglądałam się studentom w Berkeley pod San Francisco, jak siedzieli na wzgórzach z książkami... Mieli swoje miasto, swój studencki świat młodości wokół siebie. Wszystko dookoła wydawało się takie piękne i radosne... Wtedy im zazdrościłam, że urodzili się w Ameryce, że nie są obcy...

Czy to znaczy, że nam, Polakom, czegoś brakuje w naszej mentalności?
Skąd! Potrafimy się wspaniale bawić. Ta ułańska fantazja!!! Szkoda, że nie mamy jej na co dzień... Jesteśmy jednak dość zaściankowi. Wciąż dążymy do zawężania, a nie poszerzania horyzontów. Chcemy wszystko równać w dół, wszystko powkładać do jakichś ciasnych szuflad. Ale to oczywiście duże uproszczenie i uogólnienie. W Polsce mieszka przecież tylu wspaniałych ludzi, otwartych, ciekawych świata, serdecznych. To właśnie za nimi tęsknię, kiedy jestem za granicą, i dla nich robię moją muzykę.

Czym charakteryzuje się Twoja muzyka? Ta, która tworzysz właśnie "dla tych wspaniałych ludzi”?
Od kilku lat bardzo konsekwentnie trzymam się określonego przedziału w muzyce. Jest to obszar od jazzu poprzez pop aż po nowoczesną elektronikę. Kocham muzykę ponad podziałami gatunkowymi. Nie wytyczać granic, dawać się ponieść dźwiękom - to droga do poszukiwań i możliwość unikania utartych ścieżek. Ale oczywiście nie znaczy to, że należy popadać we "wszystkoizm”. Dlatego też nie nagram nigdy płyty rockowej lub hiphopowej, a już na pewno poprockowej. Chcę uniknąć zaszufladkowania i nie chcę być polską wersją jakiegoś zagranicznego artysty. Nie będę płynąć z żadnym modnym prądem. Tak było, jest i będzie.

Dlatego nagrałaś "Tribute to Komeda”?
Przyznaję, że sama nie odważyłabym się sięgnąć po jego twórczość, gdyby nie bodziec z zewnątrz. Zostałam zaproszona do artystycznego projektu "Spirit of Polish Jazz”, gdzie każdy z wykonawców miał zinterpretować utwór Komedy. Krzysztof Komeda to postać od lat stojąca na piedestale - ikona polskiego jazzu. Muzyk z jednej strony od lat "nietykalny”, z drugiej strony bardzo często grany przez innych. Na przykład jego "Kołysanka Rosemary” doczekała się wielu bardzo różnych wykonań i interpretacji. To ciekawe, ale kiedy ja wzięłam się do pracy i zaczęłam przepuszczać Komedę przez moją wizję świata, przestał się dla mnie liczyć jego "piedestał”, przestałam się zastanawiać, czy wypada, czy nie. Zaczęła się liczyć tylko muzyka: dźwięki, melodie, sample, rytmy. Pamiętam, że wtedy z rozpędu zamiast jednego utworu, zrobiłam od razu dwa, a jeszcze pięć innych miałam rozgrzebanych w komputerze. Wtedy właśnie podjęłam decyzję o zrobieniu całej płyty poświęconej muzyce Krzysztofa Komedy. I udało mi się zrealizować ten plan.

Czy muzyka Komedy była Ci tak bliska przed nagraniem płyty?
Znałam twórczość Krzysztofa Komedy, tak jak każdy szanujący się muzyk znać powinien, to znaczy miałam kilka płyt, które lubiłam - między innymi muzykę do "Noża w wodzie”, "Etiudy Baletowe”, "Astigmatic”. Przed nagraniem własnego albumu chciałam jednak poznać więcej jego muzyki, dlatego przez dwa tygodnie chyba nic innego nie robiłam, tylko słuchałam, słuchałam i słuchałam. To było dla mnie jak wejście w inny świat. Chcę jednak podkreślić, że na płycie jest tak naprawdę dużo więcej mnie niż Komedy. Jego fragmenty melodii, sample, czasami cytaty były dla mnie jedynie punktem wyjścia do własnych poszukiwań muzycznych. Tu pobrzmiewają wszelkie moje fascynacje: swing, broken-beat, funky czy electro-dub. Jest to po prostu album z pięknymi piosenkami, rodzaj podróży w czasie i dźwięku, do której zapraszam swojego słuchacza. Włożyłam w ten projekt całe swoje serce i bardzo dużo, dużo pracy.

Rozmawiał Paweł Rusak


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:44, 30 Wrz 2006    Temat postu:

Wywiad dla StudentNews

O nowej płycie,muzyce klubowej i o tym, dlaczego warto zostać w Polsce, z Marysią Sadowską rozmawiał Krzysztof Łobodziński.

Krzysztof Łobodziński: Kończysz właśnie nagrywanie materiału na nową płytę, co to za projekt?

Marysia Sadowska: Płyta ukaże się w czerwcu, w tej chwili robimy już do niej ostatnie poprawki. To jest muzyka z kompozycjami Krzysztofa Komedy w mojej własnej interpretacji i opracowaniu. Mnie się spodobały jego wszystkie tematy, które do tej pory były instrumentalne, i przez to nie były znane szerszej publiczności. Wykorzystałam je jako bazę do przerobienia na piosenkę. W ten sposób chcę przybliżyć młodym ludziom tego kompozytora, bo wydaje mi się, że niestety jest wiele osób, które nie wiedzą kim był Krzysztof Komeda. To trzeba koniecznie zmienić!

Twój styl to jest połączenie jazzu, poezji śpiewanej, i muzyki klubowej. Skąd pomysł na połączenie tak różnych gatunków?

To wypływa naturalnie ze mnie, z mojego wychowania, z mojego całego backgroundu muzycznego i kulturalnego. Wychowałam się w rodzinie jazzowej, więc niemalże w klubach jazzowych, otoczona jazzmanami, muzyką jazzową. Muzyka klubowa jest w pewnym sensie muzyką mojego pokolenia. Jest bardzo prymitywna, ale i fascynująca zarazem. Jest właściwie powrotem do korzeni, gdyż muzyka klubowa opiera się przede wszystkim na rytmie, a przecież całe nasze życie jest oparte na rytmie, nasze serce też, jesteśmy częścią rytmu sami z siebie.
Poezja.... no cóż po prostu chcę śpiewać dobre teksty, które mówią o czymś ważnym.

Jak już wspomniałaś, masz muzyczne korzenie. Masz przecież także dużo doświadczenia, bo karierę zaczynałaś już w dzieciństwie, w programie Tęczowy Music Box. Czy to wszystko pomaga czy przeszkadza w robieniu dorosłej kariery?

Każdy medal ma dwie strony. Bardzo mi pomaga wychowanie muzyczne, wsparcie kulturowe jakie dostałam od rodziców. Zresztą do dzisiaj oni są pierwszymi słuchaczami moich utworów i pierwszymi krytykami. Co do Music Boxu.. Na pewno bardzo wiele się nauczyłam, nabyłam obycia ze sceną i wiele profesjonalnych umiejętności. Negatywną stroną oczywiście jest to, że Tęczowy Music Box, jest mi do dzisiaj przypominany. Mam wrażenie, że moja publiczność w ogóle o tym nie pamięta. To są ludzie, którzy w życiu nie widzieli tego programu, więc dla nich jestem tym, kim jestem teraz.

W dorosłym życiu robisz karierę w wielu kierunkach. Jesteś jednocześnie piosenkarką, producentką, ale też skończyłaś łódzką Filmówkę. Jak wspominasz te studia? Mówi się, że to trudna uczelnia.

Mogę powiedzieć śmiało, że to były jedne z najlepszych lat mojego życia. To było wspaniałe: skupienie się wyłącznie na sztuce, totalne oderwanie od komercji. Tam po prostu żyliśmy sztuką, sztuką filmową, te wielogodzinne dyskusje na schodach w akademiku, niezwykle ciekawi ludzie, świetne imprezy...

W jaki sposób dzisiaj wykorzystujesz umiejętności zdobyte w Filmówce? Kręcisz teledyski, nie tylko swoje, ale także innych artystów. A czy masz w planach zrobienie swojego filmu?

Złożyłam swój scenariusz na konkurs „30 minut – młodzi reżyserzy, debiuty”, i przeszłam wstępną selekcję. Jest więc duża szansa, że uda mi się zrobić mój film, chociaż na razie to jeszcze nic pewnego.

To może zdradź nam, o czym ma być ten film?

Mój scenariusz jest o tzw. „drugim dojrzewaniu”, kiedy zbliżasz się nieuchronnie do trzydziestki, i robisz pierwszy rachunek sumienia, i okazuje się co tak naprawdę zostało
z twoich młodzieńczych marzeń. To jest film o ludziach, którzy nie chcą dojrzeć, nie chcą zakładać rodzin, i wiecznie udają, że są młodzi. A co do fabuły, jest to „film drogi po Warszawie”, który się dzieje w przeciągu 24 godzin.

Młodzi reżyserzy w swoich filmach bardzo często opowiadają o tym, że czują się porzuconym pokoleniem, że nie widzą przyszłości dla siebie w Polsce, tylko za granicą. Ty już za granicą byłaś, robiłaś karierę w Tokyo, w Los Angeles, ale jednak wróciłaś. Czemu jednak zostałaś w Polsce?

Wróciłam przede wszystkim ze względu na to, że dostałam się na Filmówkę. Chciałam studiować w Stanach, ale wszyscy mówili, że to w Polsce jest jedna z najlepszych na świecie szkół filmowych, właśnie w Łodzi. Więc spróbowałam, i, nie wiem, jak to się stało, ale dostałam się za pierwszym razem. Porzuciłam wizję kariery tam, na rzecz kariery tu, wybierając HollyŁódź zamiast Hollywood, jedzenie serka topionego i wysiadanie na przygnębiającym i brudnym dworcu Łódź Fabryczna.

A jak przekonać tych, którzy nie widzą dla siebie przyszłości w Polsce, że jednak warto tu zostać?

Dobre pytanie, bo ja tak naprawdę do dzisiaj się zastanawiam, czy tu zostać, i walczyć, czy wyjechać. Ale takim ważnym powodem, który sprawia, że zostaję, są ludzie. Mam mnóstwo przyjaciół, z którymi wiele mnie łączy, wspólna przeszłość, to że znajdujemy czas dla siebie. W Los Angeles nikt nie miał dla nikogo czasu, żeby się bezinteresownie spotkać, czy zjeść razem obiad. Jak się wyjedzie, to jednak nigdy nie jest się do końca u siebie. Zawsze jesteś kimś obcym, kimś z zewnątrz.
A potem jak wracasz tu, to też już nie jest Twój świat, bo Twój dom jest gdzie indziej.

Zmieńmy temat na trochę lżejszy. Wyobraź sobie, że musisz wybrać trzy płyty, które zabierzesz z sobą na bezludną wyspę. Wybierasz.. ?

Fat Freddys Drop – „Based on a true story”. To jest płyta którą kocham, electro-dub z Nowej Zelandii. Wzięłabym jeszcze coś Milesa Daviesa, i Pasję wg. św. Mateusza Sebastiana Bacha. To są płyty których można słuchać w nieskończoność, i zawsze tam się coś nowego odkryje.

Ostatnio bardzo często można Cię zobaczyć na różnych koncertach charytatywnych: WOŚP, Solidarni z Białorusią, także kampania profilaktyki przeciwko HIV..

.. do tego jeszcze biorę udział w akcji fundacji „Mam marzenie”. To jest dla mnie kapitalny pomysł, bo ta fundacja daje pieniądze na coś co dotyczy psychiki, serca dzieci, a nie tylko na to żeby wpompować w nie masę leków i wiecznie trzymać w szpitalu. Brałam też udział w „Niezapominajkach” z Iloną Felicjańską, to z kolei był pokaz mody i zbiórka pieniędzy na wakacje dla chorych dzieci.

To naprawdę dużo jak na jedną osobę, z czego wynika takie zaangażowanie?

Cóż, jestem na takie akcje zapraszana, i nie szkoda mi czasu, po prostu. Wyrobiłam sobie nazwisko, ciężko na to pracując, i teraz chcę się odwdzięczyć innym. Tak naprawdę robię to z egoistycznych pobudek, żeby się po prostu lepiej po tym poczuć. Chciałabym jeszcze koniecznie pójść oddać krew, ciągle sobie to obiecuję, i kiedyś w końcu to zrobię.

Teraz jednak nie będziesz miała chyba na to dużo czasu, bo szykuje się duża promocja nowej płyty?

Tak, i nie tylko promocja, ale też przede wszystkim zmiana mojego wizerunku w stosunku do poprzedniej płyty. Tam to była bardziej muzyka klubowa, teraz środek ciężkości przechodzi na jazz. Tamtą płytę promowaliśmy grając z DJ’ami w klubach, przy tej płycie będą to koncerty na żywo z zespołem. Planujemy trasę koncertową w czerwcu, potem we wrześniu. Udało mi się pozyskać świetnych muzyków, którzy grali z Krzysztofem Komedą: Michała Urbaniaka, Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego. Mamy już oczywiście wybrany singiel, będziemy kręcić klip.

Na koniec, jak możesz zachęcić do kupienia Twojej płyty?

Polecam tą płytę, bo jest to płyta zdecydowanie dla ludzi myślących, i dla tych, którzy kochają muzykę bez żadnych stylistycznych ograniczeń. Znajdują się na niej elementy electro dubu, broken-beatów, akustycznego drum’n’basu, swingu, funku, bosanowy, jazzowej ballady. Jest też tam kilka zwyczajnych dobrych piosenek o życiu, a więc wszystko to, co mnie najbardziej kręci w muzyce.

Dla wyszukanego odbiorcy?

Może nie aż tak bardzo. Ja zawsze, co się nie odnosi tylko do tej płyty, ale do fajnej muzyki w ogóle, uważam, że ona nie jest łatwa przy pierwszym odbiorze. Musisz się wsłuchać, dać jej szansę, poświęcić trochę czasu, a dostaniesz nagrodę – zrozumiesz coś nowego, i otworzą się przed tobą drzwi do nowego świata. Bardzo wszystkim życzę żeby znaleźli czas na słuchanie muzyki w ogóle. Bo muzyka to jest podróż abstrakcyjna, podróż duszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:48, 30 Wrz 2006    Temat postu:

Wywiad dla Onet.pl

Nie taki Komeda straszny

Rozmowa z Marysią Sadowską

Marysia Sadowska jest nietuzinkową postacią. Od najmłodszych lat związana z muzyką. W 2004 roku wydała swoją debiutancką płytę, teraz powraca z własnymi interpretacjami motywów muzycznych legendy jazzu – Krzysztofa Komedy. Klubowej publiczności znana z występów z Pompon Teamem. Aha, i jeszcze próbuje swoich sił w reżyserii filmowej. Było więc o czym rozmawiać.
Na rynku właśnie pojawiła się twoja nowa płyta, "Tribute To Komeda". I jak wrażenia, zadowolona?

Uwielbiam tę płytę. Jestem z niej bardzo dumna. Kosztowała mnie dużo pracy. Naprawdę cieszę się z efektu końcowego. Choć przechodzę teraz etap zmęczenia materiałem.

No właśnie, bo pomysł na tę płytę powstał już dawno temu.

Zgłosiła się do mnie agencja New Music Art, która postanowiła zrobić płytę promującą polskich artystów za granicą. Zaprosiła do projektu wielu artystów, m.in.: Niewinnych Czarodziejów, 15 Minut Projekt, Smolika. Każdy z nas miał przygotować jedną piosenkę Krzysztofa Komedy. Projekt do tej pory nie wypalił, ale za to powstał mój album (śmiech).

Jak dobrze znałaś muzykę Komedy?

Każdemu muzykowi wypada ją znać. Choć muszę przyznać, że nigdy nie wsłuchiwałam się dokładnie we wszystkie płyty. Więc kiedy padła wspomniana propozycja, zadzwoniłam do pani Zofii Komedowej i zaczęłam tłumaczyć jej, że przerabiam stare piosenki na nowe i spytałam, czy nie udostępniłaby mi więcej materiałów Komedy. Dostałam od niej chyba 25 płyt.

Nie miałaś poczucia, że mierzysz się z kimś tak wielkim i zasłużonym, że będzie ci ciężko sprostać wyzwaniu?

Przyznaję, że ten pomysł w życiu nie przyszedłby mi do głowy. Nigdy nie odważyłabym zabrać się za Komedę gdyby nie to, że weszłam w jego świat i okazało się, że nie taki diabeł straszny. Nie ma sensu aż tak go demonizować. To wielka legenda, ale nie podchodzę do jego twórczości na klęczkach. Tak naprawdę, potraktowałam Komedę jako punkt wyjścia dla swojej twórczości. Moja płyta jest tylko i aż inspirowana jego kompozycjami, natomiast więcej jest na niej moich dźwięków i przemyśleń.

Czym kierowałaś się przy selekcji utworów?

Moim gustem. Wybrałam dużo melodyjek, które są słodkie, mają w sobie staroświecką elegancję, coś czego strasznie brakuje mi w dzisiejszym świecie. Twórczość Komedy polegała na wskrzeszeniu dobrej, starej piosenki w stylu kabaretu Starszych Panów. Kiedyś piosenka była sztuką. Dlatego praca nad jego materiałem stanowiła dla mnie wyzwanie, ale też wielką lekcję pokory, swoistą podróż w głąb siebie. Ta płyta łączy dwa różne nurty, które są we mnie. Uwielbiam muzykę nowoczesną, ale też rzeczy bardzo staroświeckie.

A jak odparłabyś zarzut, że kolejny raz zabierasz się za czyjąś twórczość, zamiast zrobić coś od początku do końca samodzielnie?

Myślałam o tym i stwierdziłam, że przecież żyjemy w dobie remiksu, który uznawany jest za autonomiczną sztukę. Dodatkowo wychowałam się na jazzie, gdzie tradycją jest wykonywanie standardów, ale jednocześnie odkrywanie ich na nowo. Bardzo fascynuje mnie przerabianie starych piosenek. Wydaje mi się to o wiele ciekawsze, niż napisanie utworu od nowa. Zresztą na mojej płycie wiele rzeczy jest przeze mnie dokomponowanych. Czasem używam tylko parę nut z Komedy, czasami jeden sampel.


Z jednej strony siedzisz z jazzie, a z drugiej w muzyce klubowej. Może się wreszcie zdecydujesz? (śmiech)

Przez długi czas nad tym myślałam. A dlaczego mam wybierać? Bo tak wypada? Nie! Jestem człowiekiem, który lubi zmiany i różnorodność. Nie wyobrażam sobie, abym miała grać wyłącznie w klubach. Uwielbiam to robić, ale gdybym musiała śpiewać tylko muzykę klubową, to bym pewnie zwariowała. Dokładnie tak samo odnoszę się do jazzu. To specyficzne środowisko i wyjątkowy sposób postrzegania muzyki. Rzeczą łączącą oba światy jest improwizacja. Jazz, który robię, ma bardzo wiele elementów z muzyki klubowej, na przykład "groovowość". I vice versa – jak robię kawałek klubowy, to zawsze wrzucę tam parę jazzowych akordów.

A jakie rejony muzyczne penetrujecie teraz z Pompon Teamem?

Przede wszystkim broken beaty i electro. Brokeny też wywodzą się z jazzu. W jazzie cały czas masz połamane beaty. Kiedyś nazywano to nu jazzem, ale tak naprawdę jest to scena brokenowa, i ona jest najciekawsza.

Ludzie czują wasze połamane dźwięki?

Powiem szczerze, że jest coraz gorzej i nie rozumiemy dlaczego tak się dzieje. Parę lat temu graliśmy w różnych pipidówkach dużo trudniejszą muzykę niż teraz, i ludzie byli naprawdę otwarci, przychodzili posłuchać muzyki. W tej chwili przychodzą "na gębę". Publika bardzo się skomercjalizowała. Jak nie zagrasz house'owo, to ludzie nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Myślę, że to wpływ mediów. Ludzie myślą, że muzyka klubowa to dicho i wyginające się panny.

Film to kolejna działka, którą się zajmujesz.

Bardzo długo zastanawiałam się, jakie studia wybrać, bo wiedziałam, że nie pójdę do szkoły muzycznej. Miałam dość grania na fortepianie. Po maturze wyjechałam do Stanów i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Chciałam tworzyć muzykę, a jednocześnie bardzo fascynował mnie film. Stwierdziłam więc, że reżyseria to wymarzone studia dla mnie. Najpierw zdawałam do Katowic, bo Łódź wydawała mi się nie do zdobycia. Niestety, nie dostałam się, byłam pierwsza pod kreską. Otrzymałam wówczas propozycję wyjazdu do Stanów, skąd wróciłam dopiero po dwóch latach. Nie wyobrażałam sobie, że wyląduję z maturą w kieszeni. Poszłam więc na egzaminy do Łódzkiej Szkoły Filmowej, żeby sprawdzić jak to wygląda. Byłam kompletnie nieprzygotowana i… dostałam się! Uważam to za mój największy sukces i niesamowity łut szczęścia. Musiałam szybko podjąć decyzję, co dalej. Śmieję się, że przyjechałam z Hollywoodu do Hollyłódziu – ze świata pełnego blichtru, do światka łódzkiej filmówki. Przeżyłam cudowne chwile w tej szkole. Dojrzałam też jako muzyk, bo dopiero po skończeniu szkoły, wiedziałam jaką muzykę chcę tworzyć.

Wiem, że obecnie kręcisz teledyski, ale czy doczekamy się również twojego filmu?

Rzeczywiście, obecnie cały czas robię klipy, bo chcę mieć kontakt z zawodem. Od momentu, kiedy zaczęłam intensywnie zajmować się muzyką, bardzo zatęskniłam za filmem, mam coraz większe ciśnienie, żeby zrobić coś większego. W związku z tym złożyłam scenariusz na projekt "30 Minut Młodzi Reżyserzy". Nie chcę zapeszać, ale na razie dostałam się do wstępnej selekcji i jestem w trakcie prac literackich z Robertem Glińskim.

Prowadzisz bardzo intensywne życie. W jaki sposób starasz się zminimalizować stres?

Nie jest to proste (śmiech). W każdej sytuacji szukam rozwiązań najwygodniejszych dla mnie, czyli takich, które najmniej obciążają moją głowę i oszczędzają mój czas. Na szczęście żyjemy w czasach, kiedy różne rzeczy zostały stworzone z myślą o ułatwianiu życia kobietom (śmiech). Najlepszym przykładem tego jest choćby nowe rozwiązania w antykoncepcji. Zdecydowałam się na antykoncepcję transdermalną i jeden problem mam z głowy (śmiech). Kiedyś codziennie miała dodatkowy obowiązek "weź pigułkę", a teraz przyklejam plaster raz w tygodniu i jestem free (śmiech). Dla mnie to idealne rozwiązanie. To miłe, że kobiety wreszcie mają wybór.

Kiedy w najbliższym czasie zobaczymy cię na koncertach i imprezach?

Mam nadzieję, że trasa promująca "Tribute" ruszy we wrześniu. Na pewno zagramy latem dużo klubowych koncertów. Już teraz zapraszam wszystkich na Hel, do SurfSpotu, gdzie są naprawdę gigantyczne imprezy klubowe. Zapraszam też na stronę: [link widoczny dla zalogowanych] gdzie na bieżąco można śledzić wszystkie aspekty mojej działalności.

Agata Godlewska / 13 lipca 2006


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:50, 30 Wrz 2006    Temat postu:

Wywiad dla Interia.pl


"Komeda zszedł do mnie z piedestału"

"Tribute To Komeda" to tytuł wyjątkowej płyty Marysi Sadowskiej, wydanej w czerwcu 2006 r. Wokalistka zaprezentowała na niej własne interpretacje utworów słynnego jazzowego kompozytora Krzysztofa Komedy-Trzcińskiego (1931-1969), którego talent został doceniony na całym świecie. Komeda był prekursorem europejskiego jazzu, zasłynął również jako autor muzyki filmowej ("Nóż w wodzie" i "Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego, "Niewinni czarodzieje" Andrzeja Wajdy, "Do widzenia do jutra" Janusza Morgensterna). Sadowska zamieniła tematy jazzowe na piosenki utrzymane w klimatach jazzującej elektroniki. Na płycie nie mogło zabraknąć chyba najsłynniejszego filmowego utworu Komedy, czyli "Kołysanki Rosemary", która spina klamrą cały album.
Z okazji premiery albumu, Emilia Chmielińska rozmawiała z Marysią Sadowską o muzyce Komedy, reżyserii teledysków, a także o... zmianie imienia na potrzeby płyty.


Dlaczego Krzysztof Komeda? Jak określiłabyś jego miejsce w krajowej hierarchii kompozytorów?

Jak wiadomo, Krzysztof Komeda wielkim kompozytorem był. Jest legendą i stoi na wysokim piedestale. Oczywiście Komeda kojarzy się przede wszystkim z "Kołysanką" do filmu "Dziecko Rosemary" i innych obrazów Romana Polańskiego. Przyznaję się, że znałam Komedę tak jak większość muzyków. Słuchałam płyty "Astigmatic", znałam muzykę do "Noża w wodzie"... Jednak nigdy się poważniej w jego muzykę nie zagłębiałam. I tutaj bodziec przyszedł kompletnie z zewnątrz.
Zostałam zaproszona do projektu "Spirit Of Polish Jazz". Mieli w nim wziąć udział różni polscy artyści i każdy z nich miał zinterpretować jeden utwór Krzysztofa Komedy. Ja postanowiłam się zabrać za to bardzo poważnie, zadzwoniłam do pani Zofii Komedowej i poprosiłam ją o udostępnienie większej ilości materiałów. Chciałam się po prostu bardziej wsłuchać w jego muzykę. Dostałam od niej ogromny plik płyt, chyba z 25 sztuk. Taką wielką pakę.
Słuchałam tych płyt non stop przez dwa tygodnie i było to dla mnie absolutne objawienie! Okazało się bowiem, że Komeda ma bardzo wiele twarzy i nawet mnie, jako muzykowi, nie były one znane. Był kompozytorem bardzo różnorodnym, który pisał i jazz, i zwykłe piosenki, i muzykę filmową. Był niesamowitym kolorystą.
Zrozumiałam też, słuchając jego płyt, że jest to kompozytor zostawiający ogromne pole dla wyobraźni i słuchającego, i ewentualnego twórcy, który chciałby zinterpretować jego muzykę. Znajdowałam tam coraz więcej rzeczy, które mi pasowały i zaczęłam też odnajdywać samą siebie w tej muzyce. Gdy po raz pierwszy postanowiłam się zmierzyć z jego muzyką, gdy wrzuciłam pierwszego sampla do mojego komputera i zaczęłam kombinować, jak do tego podejść, to był jak kamyczek poruszający lawinę.
Za tym poszło tysiące pomysłów. Później wszędzie widziałam fragmenty melodii czy dźwięki, które chciałam wykorzystać. Szalenie mnie to zainspirowało. A każdy utwór Komedy był dla mnie jak ścieżka. Wiedziałam, jak się zaczyna, ale nie miałam pojęcia, gdzie mnie zaprowadzi. Nie wiedziałam, jak to się skończy. To było szalenie fascynujące.
Wracając do projektu "Spirit Of Polish Jazz", to miałam już gotowe dwa utwory, a kolejnych pięć rozgrzebanych i stąd był już tylko krok do podjęcia decyzji, że robię całą płytę. A kiedy już zaczęłam na poważniej pracować nad nią, wówczas Komeda zszedł do mnie z piedestału. Stał się moim przyjacielem, stał się kimś bliskim. A przede wszystkim zniknęła ta cała otoczka związana z jego osobą, utarte schematy...
Liczyła się tylko muzyka. Dźwięki, czy są fajne, czy niefajne. Po przekroczeniu tej linii nie mogłam już zejść z drogi.
A odpowiadając na pytanie: "Dlaczego Komeda?" - bo on pisał po prostu przepiękne melodie. Wydawało mi się, że jest przede wszystkim kolorystą, a nigdy nie wiedziałam, że jest tak fantastycznym melodystą. Że pisał tyle pięknych i zarazem lekkich tematów. Słuchając tych instrumentalnych utworów chodziłam po domu i nuciłam je, gwizdałam. Te melodie się do mnie przyczepiały.
Stąd pomysł, by je nagrać. Gdyż one nie zostały jeszcze zaśpiewane i nie są znane szerszej publiczności, bo ludzie słuchający muzyki czysto instrumentalnej są w mniejszości. Dodałam jeszcze do tego "Kołysankę Rosemary" i piosenkę "Ja nie chcę spać", którą kiedyś śpiewała Kalina Jędrusik.

Jaki miałaś pomysł na ten album i czy został on zrealizowany w stu procentach?

Pomysł na ten album to były właściwie dwie koncepcje: zaśpiewać Komedę i jego tematy. A drugi pomysł, to uwspółcześnić jego muzykę. Zderzyć go z tym, co obecnie się dzieje w muzyce. Z eklektycznością - gatunki się mieszają, z elektroniką - Komeda był bardzo akustyczny, choć dużo eksperymentował w muzyce filmowej. A przede wszystkim, by zrobić Komedę po swojemu.
Bo według mnie nie ma sensu robić jego muzyki w sposób stricte jazzowy, klasyczny, bo on sam zrobił to najlepiej. Nie ma sensu z nim konkurować w tej dziedzinie. Ja przetłumaczyłam Komedę na język popowy, bo jak już powiedziałam, nie jest to album stricte jazzowy. Tak naprawdę to po prostu płyta z piosenkami. Jest to na pewno odkrywanie Komedy na nowo.
Czy ten pomysł udało mi się zrealizować? Te dwa, o których wspomniałam, tak. Ale nie ma czegoś takiego, że artysta od początku będzie wiedział, co zrobi. Twórczość to jest zadawanie pytań, na które nie zna się odpowiedzi. I to jest początek twórczości. Dla mnie robienie tej płyty było w pewnym sensie przygodą - ja nie wiedziałam, co się wydarzy. Dawałam się ponieść dźwiękom, dawałam się ponieść wyobraźni.

Powiedz coś więcej o tekstach, które trafiły na płytę.

Powiem szczerze, że z nimi miałam największy problem. Do tej pory nie pisałam sama. To znaczy pisałam jeszcze w liceum, kiedy miałam kapelę rockową i śpiewałam rewolucyjne teksty - że jest mi smutno i jestem samotna, nikt mnie nie kocha i tak dalej (śmiech). A wiadomo, że w takim wieku poziom samokrytyki jest raczej niski i wiele tolerujący. Natomiast z czasem to się zmienia...
Dla mnie to było jeszcze o tyle trudne zadanie, że na poprzedniej płycie śpiewałam wspaniałe teksty Marii Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej. Naprawdę bardzo wysoka półka. A dodatkowo musiałam się zmierzyć z bardzo wysokim poziomem piosenek Agnieszki Osieckiej, która pisała utwory z Komedą. Ale ponieważ bardzo chciałam, żeby to była także moja płyta, pewnego rodzaju zaproszenie słuchacza do mojego świata i do mojej podróży, to tak naprawdę nie wyobrażałam sobie, że mógłby zrobić za mnie to ktoś inny.
I z tych tekstów jawi się jakiś wspólny obraz mojego świata. Jest tam trochę o przemijaniu... Jest o poszukiwaniu miłości, choć ja nie lubię pisać piosenek o miłości. Chociaż "Kiedy nie ma miłości" nie dotyczy tak do końca tego tematu, gdyż jest to przenośnia. Tekst opowiada bowiem o poszukiwaniu w życiu, spełnieniu i poczuciu bycia szczęśliwym. Bo gdy tego nie ma, trzeba sobie zadać pytanie: "Co dalej?".
Jest kilka tekstów angielskich. Na przykład do "Kołysanki Rosemary" napisałam ich kilka, każdy z nich był kołysanką. Pomyślałam sobie, że dla mnie ten utwór to jednak nie jest kołysanka, lecz piosenka otwierająca płytę. W związku z tym tekst jest raczej zaproszeniem w podróż między przeszłością a przyszłością. W podróż po krainie dźwięków i barw.
Inny tekst opowiada z kolei o różnicach między kobietami a mężczyznami. Moi znajomi stwierdzili, że jest to pewien rodzaj eskapizmu, a ta płyta opowiada o chęci ucieczki od rzeczywistości. Mnie się jednak wydaje, że to wciąż chodzi o te poszukiwania. Nie powiem, że szczęścia i sensu życia, bo to jest truizm, ale gdy mamy to "coś", to na pewno lepiej nam się żyje. Dla mnie taką ucieczką jest bez wątpienia muzyka...
Pisałam te teksty właściwie na przestrzeni półtora roku pracy nad płytą i odzwierciedlają one różne rzeczy, które się działy w moim życiu. I dosyć niespodziewanie, również dla mnie samej, połączyły się w spójną całość.
Mam kilka śmiesznych anegdot związanych z tymi tekstami. Na przykład piosenka "Crazy Girl" to utwór napisany przez Komedę dla żony Zofii, z którą się spotkałam. Otrzymałam nawet od niej błogosławieństwo. Oczywiście przeczytałam kilka książek o Komedzie, by dowiedzieć się dokładnie, jak wtedy było. Obejrzałam kilka filmów. A pani Zofia Komedowa była piękną kobietą, z olbrzymim blond warkoczem. Pochodziła z Krakowa, a ja wyobrażałam sobie, jak oni wtedy balangowali, imprezowali, słuchając jazzu. Na przykład panią Zofię tańcząca na stole...
Dlatego zrobiłam "Crazy Girl", który w oryginale jest walczykowatą balladą, na numer funky. I napisałam do niego tekst, w którym Zofia - bardzo silna osobowość - uwiodła Komedę (śmiech). Zresztą tak właśnie było.
Natomiast piosenka "Roman II"... Tekst wziął się stąd, że grałam kiedyś jako DJ imprezę we Francji, w klubie należącym do pewnego Anglika, który o drugiej w nocy, kiedy była najlepsza zabawa, postanowił wszystkich wyrzucić. Krzyczał: "It's time to go! You all have to go out!". Myśmy to nagrali na aparat fotograficzny i ten sampel włożyłam później w piosenkę. A od słów tego Anglika przyszedł mi pomysł na całą piosenkę. Tak wyglądały moje inspiracje (śmiech).

Czy jako specjalistka w branży filmowej nakręciłaś swój najnowszy teledysk do "Kiedy nie ma miłości"?

Jestem z wykształcenia reżyserem filmowym i sama rzeczywiście robię klipy innym artystom. Do tej pory robiłam sobie wszystkie klipy sama. Dlatego było dla mnie kompletnie nową sytuacją "oddanie się w obce ręce" po to, żeby nakręcić klip do "Kiedy nie ma miłości". Zdecydowałam się na to, ponieważ bardzo dużo pracowałam przy tej płycie. Jestem jej producentem, właściwie cała muzyka jest moja... Pomyślałam sobie, że zrobiłam już tyle rzeczy sama, że nakręcenie jeszcze klipu byłoby przesadą (śmiech). Fajnie było też to, by ktoś spojrzał na to z boku.
Chciałam po prostu się wyspać, przyjść na plan klipu i ładnie wyglądać, a nie martwić się i męczyć z ludźmi, budżetem, i tak dalej. Tak jak to bywa, gdy się reżyseruje samemu klipy. Ale powiem szczerze, miałam obawy, jak to będzie na tym planie. Czy ja przypadkiem nie będę się za bardzo szarogęsić i wtrącać. Ja bardzo tego nie lubię, gdy wykonawca próbuje reżyserować za mnie. Dlatego starałam się wypełniać dobrze moją rol aktorki. A ten klip zrobiło dwóch fajnych młodych chłopaków: reżyser Konrad Aksynowicz oraz Wojtek, operator.
Pomysł na klip jest mój. Jest on metaforą poszukiwania, o czym opowiada tekst "Kiedy nie ma miłości". Dziewczyna znajduje czerwoną nitkę, podąża za nią i patrzy, co jest na końcu. Co ciekawe, klip chowa niespodziankę dla tych, którzy obejrzą go kilka razy. Teledysk kręcony był częściowo w Londynie i częściowo w Warszawie, więc jest też o powrocie do domu. Dokąd prowadzi czerwona nitka? Do domu, do Warszawy (śmiech).
Kręciliśmy go na taśmie filmowej. Z ogromnym poświęceniem, gdyż był potwornie zimno. A wcale w klipie na to nie wygląda. W Londynie było bardzo zimno, wiał porywisty wiatr, było 8 stopni. A ja na planie byłam tylko w tej białej sukieneczce. Natomiast poza planem stałam w dwóch swetrach, w rajstopach, cała zawinięta szalikami. Rozbierano mnie tylko na ujęcia (śmiech). Udawałam, że wszystko jest OK. W części "warszawskiej" też nie było lepiej, bo musiałam wejść do Wisły, a za ciepło też nie było. Ale czego nie robi się dla sztuki (śmiech).
Wyszłam jednak z założenia, że muszę to zrobić - kręcąc klipy wymagam od artystów okropnych poświęceń. Przykład Renaty Przemyk, dla której zrobiłam trzy teledyski. Zawsze byłam dla niej pełna podziwu, gdy ze stoickim spokojem wykonywała moje wszelakie dziwne pomysły, które często nawet nie wchodziły później do klipu. Na przykład kiedyś musiała wywijać ogniami na łańcuchach i widziałam, że się strasznie tego boi. Strasznie biło jej serce, bardzo się bała, a te ognie się zaplątały i podpaliły jej włosy z tyłu! Ona nawet się nie poskarżyła, a co więcej, zrobiła to jeszcze raz!
Dlatego po tych doświadczeniach powiedziałam sobie: "Ja nie będę narzekać! Zrobię wszystko, co mi każą". I nie wtrącałam się chłopakom. Mam nadzieję, że ten klip się podoba.

Na koniec powiedz, dlaczego jesteś teraz Marią, a nie Marysią(śmiech)?

Tak naprawdę dla moich przyjaciół i wszystkich, którzy mnie znają, jestem Marysią. Co zresztą widać (śmiech). Jestem bardzo "Marysiowata" i lubię swoje imię, które mnie świetnie określa. Nie uważam, że jest to infantylne zdrobnienie. To po prostu polska wersja tego imienia. Całe życie byłam z niego zadowolona i nie miałam rodzicom za złe, że takie imię mi dali.
Natomiast gdy występuję jako reżyser filmowy, producent czy kompozytor, wtedy faktycznie jestem Marią i czuję się poważną osobą. Wszystkich muszę trzymać w garści, a ostatnie zdanie należy do mnie (śmiech). Wtedy czuję się też Marią, powiem szczerze. To jest zupełnie inna sytuacja. A w kontekście tej płyty i nazwiska Krzysztofa Komedy, po prostu nie wypadało wystąpić jako Marysia Sadowska.
Następną płytę zatytułuję po prostu "Sadowska" i takie pytania przestaną mieć znaczenie (śmiech). A do mnie każdy będzie się zwracał tak, jak będzie miał ochotę.

Dziękuję za rozmowę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:42, 08 Paź 2006    Temat postu:

Bardzo ciekawy wywiad z Marysią (trochę inny od pozostałych wywiadów o tym samym Wink)

Marysia Sadowska - zrobiłam ten skok w bok

Jako dziecko znana była szerokiej publiczności z niezwykle popularnego programu TĘCZOWY MUSIC BOX. Pierwsza solową płytę nagrała mając 14 lat, kolejną trzy lata później. Już jako nastolatka prowadziła własną audycję w Radiu Dla Ciebie - TWÓJ HIT. Dużym powodzeniem cieszył się program CO JEST GRANE, który prowadziła mając 18 lat.

W 1996 roku postanowiła wyjechać do Los Angeles. W tym samym roku wzięła udział w Euro Eco Meeting, gdzie m.in. wystąpiła jako support Coolio. Lata 1996 - 1998 były dla niej okresem niezwykle pracowitym, ale i owocnym w sukcesy. W tym czasie nagrała dwie płyty CRAZY i LUCKY STAR. Obydwa albumy zostały wydane w Japonii.

W ciągu dwóch lat nieustannie była w podróży pomiędzy Los Angeles (gdzie nagrywała i pracowała jako producent muzyczny), Tokio (koncerty i promocja płyty), a Warszawą gdzie jest jej dom rodzinny).

Na jej dalszy los miało wpływ jeszcze jedno ważne wydarzenie - podczas pobytu w Polsce postanowiła spróbować swych sił startując do szkoły filmowej. Nie było to łatwe zadanie. A jednak udało się jej i wróciła do kraju.

Nie oznaczało to jednak, rozstania z muzyką, wręcz przeciwnie. Stworzyła własny zespół jazzowy, z którym koncertowała w całym kraju. Wkrótce rozpoczęła też działalność na scenie klubowej jako MC, współpracując z wieloma uznanymi DJ-ami jak Adamus czy Glasse. Marysia związała się też z kolektywem Niewinni Czarodzieje, a ich wspólna płyta ukazała się w lipcu 2003 roku, nakładem wytwórni Kayax.

Jednak Marysia to nie tylko wokalistka - sama zresztą przyznaje, że czuje się przede wszystkim producentem. Jest również doskonałym reżyserem, jej krótkometrażowy film pt. SKRZYDŁA był prezentowany na wielu międzynarodowych festiwalach, gdzie zdobył liczne nagrody. Marysia Sadowska jest również autorką teledysków, wielu znanych wykonawców m.in. Renaty Przemyk, Edyty Gepert, Marcina Rozynka czy Michała Bajora. Dowodem jej talentu są trzy nominacje do YACHÓW 2003.

Marysia - wokalistka, Marysia - kompozytor, czy Marysia - autorka tekstów?

Marysia. Kropka. Jestem przede wszystkim muzykiem i też reżyserem. Skończyłam szkołę filmową w Łodzi. jestem wykształconym reżyserem filmowym, z związku z czym czasami robię teledyski. Nie chodzi o to, aby kogoś wsadzić do szuflady. Muzyka jest czymś wspaniałym i ulotnym; tego nie da się dotknąć, objąć w żaden sposób. Jest przede wszystkim nieprawdopodobnie bogata - w tej chwili jest tyle bardzo dobrej muzyki, ludzie robią tak ciekawe rzeczy, wszystko się rozwija, jest eklektryzm - łączenie wielu gatunków w jednym. Ja się w tych czasach super odnajduję - właśnie bardziej jest się producentem niż wykonawcą. W tej chwili każdy ma w domu komputer i może robić muzykę. To jest nieprawdopodobna rewolucja - kiedyś trzeba było mieć wielkie studio; wytwórnia inwestowała w Ciebie kupę pieniędzy. Teraz można sobie zrobić płytę w domu. Jest nieprawdopodobna ilość dostępnych środków - przekazu, wyrazu, tysiące sampli, brzmień. W takiej sytuacji najważniejsza staje się twoja wyobraźnia i osobowość, żeby się w tym wszystkim nie pogubić i nie pozostać na jakimś kalkowaniu. W tygodniu - pracuję w studiu, a w weekendy gram - kocerty, live act`y itd.

Czyli preferujesz komponowanie muzyki niż jej wykonywanie?

Obie sprawy - to jest tak, jakby pytać się który kolor Ci się podoba? Czy wolisz Boże Narodzenie czy Wielkanoc; chociaż dla niektórych to jest oczywiste, że Boże Narodzenie jest lepsze. Uwielbiam jedno i drugie, dlatego że kiedy wykonujesz muzykę to stajesz się nią w danej chwili - to jest moment. Gdy masz bezpośredni kontakt z publicznością, robi się takie niesamowite koło - oni Ci dają energię, ty im oddajesz emocje i to jest fantastyczny akt tworzenia w symbiozie z ludźmi. Do tego są potrzebni ludzie; bez nich nie da się funkcjonować. Natomiast komponowanie to jest na odwrotnym biegunie - siedzisz sobie w domu, musisz mieć ciszę, i jakoś sam z sobą pogadać trochę i zastanowić się nad różnymi sprawami, co ci gra w środku. Ale obie rzeczy są równie przyjemne.

Jaka jest wg. Ciebie granica między kobiecością a wulgarnością?

Bardzo wyraźna. Ja sama czasami lubię sobie przekląć, kiedy jestem zła; przekleństwa po to są, chociaż strasznie mnie razi taka zbytnia krzykliwość u dziewczyn. Uważam, że kobieta powinna się różnić od mężczyzny - być delikatniejsza i mieć większą klasę.

Jakiej muzyki słuchasz prywatnie?

Prywatnie słucham bardzo dużo muzyki... nie chcę mówić, że klubowej, i bardzo dużo gram różnej muzyki - zarówno klubową, z różnymi składami, jazzową - na zupełnie odwrotnym biegunie i czasami w mainstreamie, więc mam niezły rozrzut nastrojów. Kompletnie nie słucham popu, mainstreamu, żadnego z artystów, których imię jest znane szerszej publiczności. Mówiąc szczerze, zupełnie mnie to nie interesuje. Słucham dużo nowoczesnego breakbitu, nujazzu; wszystko to co się dzieje w Niemczech na Compost Records, Nina Tune, Sonar Kollectiv. Słucham też czystego jazzu. Także staroci - w domu mam dużą ścianę wyłożoną winylami i bardzo dużo słucham oldskulowo ze starego adapteru - Miles Davis,; wszystkie stare wokalistki - Nancy Wilson, Billie Holiday, Elle Fitzgerald. I dużo nowoczesnej muzy, którą się kupuje na winylach. Ja mam to szczęście, że obracam się wokół fajnych dejotów, którzy wyszukują naprawdę ciekawą muzykę. Oni mi dają taką szkołę słuchania muzyki, więc w zależności jak się spotykam z Niewinnymi Czarodziejami to słuchamy nujazzu, broken`bitów oni wynajdują te rzeczy; ja nawet nie pamiętam nazw tych zespołów a jest to po prostu kapitalna muzyka. A jak z Pomponami gram, to bardziej rzeczy elektro. Z tego wszystkiego się rodzi też moja muzyka, ona zawsze będzie pomiędzy tymi ramami - jazzem a elektroniką. Kocham elektronikę - jest to niesamowite narzędzie w rękach człowieka i nieprawdą jest że muzyka elektroniczna jest mechaniczna, bez duszy. Ja się z tym nie zgadzam, że tylko rock - gitary, granie na żywo. Jest tworzona przez człowieka, to nie gra maszyna, to jest część fizycznego świata naszego, część natury wbrew pozorom. Ktoś to kiedyś wymyślił, stało się, są to dźwięki.

Idol, mentor, wyznacznik dla Twojej osoby?

Z idolami to jest ciężko - raczej... Z wokalistów teraz na Astigmaticu było Fat Freddy`s Drop i Joe Dukie. Jest on najlepszym wokalistą na świecie w tej chwili; ma przepiękną barwę głosu absolutnie powalającą. Natomiast czasami identyfikuje się z Roisin Murphy z Moloko; ona jest szerzej znana wszystkim. Wydała teraz bardzo ciekawą płytę z Matthew Herbertem. To jest takie białe śpiewanie - nie że jesteś biały i udajesz murzyna,a to jest szukanie swojej drogi, nie naśladowanie nikogo i robienie czegoś bardzo oryginalnego, co ona dokonała.

Z kim byś chciała współpracować?

Myślałam, żeby zrobić płytę producencką, gdzie w ogóle nie będę śpiewać, tylko zaproszę różnych wokalistów i zostanę wyłącznie producentem... W tej chwili zrobiłam "Wstawaj szkoda dnia" - ukaże się taki singiel ze starymi piosenkami 2+1 w nowych aranżacjach. Mam robić następny numer - "Iść w stronę słońca" i są naciski, aby to był jakiś duet. Z jakimś facetem bym sobie zaśpiewała - z Mietkiem Szcześniakiem może? Z Bartkiem z SiStars - to jest kapitalny wokalista, bardzo dobry. Z Krzysiem Kiljańskim, ale on dla mnie za spokojny jest, jego temperament by mnie rozwalił. Ale robiłam Krzysiowi teledysk i miło nam się współpracowało.

Jak oceniasz gusta muzyczne młodych polaków?

To jest straszne, co się dzieje w Polsce. To, co się dzieje w tej chwili w mainstream`owych radiach - odgrzewanie w kółko tych samych piosenek; ludzie stają się głusi. Jest mi przykro to powiedzieć, ale 90% Polaków nie odróżnia dobrej muzyki od złej. Jest to cały czas gruntownie pogłębiane przez media, bo bardzo mało się lansuje ciekawych rzeczy.
Muzyka, której ja słucham, jest kompletnie nieznana w Polsce; zna ją może z 20 osób, może 30, może 100 osób wie, o czym rozmawiamy. Teraz ja robię muzykę inspirowaną tymi rzeczami i w Polsce nikt tego nie zna, nikt tego nie rozumie. Nikt nie wie o co chodzi. tutaj jest etap house`u sprzed 10 lat, to jest teraz szczyt nowoczesności. Media jak telewizja czy duże radia na hasło muzyka klubowa się najeżają; oni nie potrafią odróżnić ambitnej muzyki tanecznej od dance typu Mandaryna. Byle by był bit.

MP3 i piractwo?

To zabija nas wszystkich i straszne jest to, że ludzie w ogóle nie czują, że okradają artystów. Nie rozumieją, co to znaczy nagrać płytę - nad jednym kawałkiem pracuje się nieraz miesiąc, płyta się tworzy przez rok. Wyszłam teraz z Craig`a David`a i podsłuchałam rozmowę: - "Fajny ten Craig, to ja bym chciała jego płytę. - No to ja ci ściągnę." Nie ma tego nawyku, by pójść kupić płytę. Nadzieja jest w legalnych i płatnych serwisach MP3 - nie da się uciec od empetrójek, wiadomo że to jest przyszłość - jedyna droga. Z drugiej strony to rozbije taki system komercyjnych gwiazd, gdyż ludzie będą mogli sami wybierać. Znalezienie dobrej muzyki wymaga pewnego wysiłku - trzeba poświęcić temu trochę czasu, którego ludzie nie mają; są zajęci innymi sprawami i biorą to, co im serwują eReMeFy, ZETki itd. to jest niestety poziom sprzed 40 lat.

Jakim cudem masz takie jasne włosy?

Zwyczajnie - jest taka chemia, która nazywa się "Farba do rozjaśniania włosów". Ja zawsze byłam blondynką, ale jak 10 lat temu wyjechałam do Japonii, to wtedy po raz pierwszy ufarbowali mi włosy. Chcieli, bym wyglądała bardziej jak Szwedka - miała taki skandynawski, platynowy blond. Od tamtej pory tak się przyzwyczaiłam do tego koloru, że nie chce mieć ciemniejszych włosów.

Twoje początki muzyczne...

Oboje moi rodzice są muzykami. Moja mam była piosenkarką, tata jest jazzmenem, z którym do dzisiaj gram koncerty. gra na organach Hammond`a, prezesuje Polskiemu Stowarzyszeniu Jazzowemu. Ja mam totalnie muzyczne korzenie; rodzice zabierali mnie do klubów jazzowych jak byłam jeszcze w beciku. Skończyłam szkołę muzyczną II stopnia. Od zawsze przygotowywałam się do tego, aby być muzykiem.

Masz charakterystyczny głos. Nauczyłaś się korzystać z niego w szkołach, czy...?

Głosu nie kształciłam nigdy w szkole muzycznej, ale robię regularnie ćwiczenia. To samo się nie zjawia - to jest praca, ale przyjemna praca. Nie będę ściemniać, że to jest ciężka praca. Dużo się nauczyłam, śpiewając na imprezach - od niepamiętnych czasów zawsze z tym mikrofonem pod pachę się wtryniałam, a to do dj`ów, a to na jakieś jam session.

Czy są dla Ciebie tematy tabu, których nie poruszasz?

Nie, w ogóle się nad tym nie zastanawiam. musi to być szczera wypowiedź - nie zastanawiasz się, na ile możesz się odsłonić. albo mówisz szczerze, albo coś tam piszesz po to, by była tylko piosenka. Kiedyś dużo pisałam. Im człowiek jest starszy, tym jest bardziej krytyczny wobec siebie, moja ostatnia płyta to były wiersze Jasnorzewskiej - Pawlikowskiej; w ten sposób jakoś uciekłam od pisania tekstów, zajmując się muzyką. A w tej chwili robię coś odwrotnego - utwory Krzysztofa Komedy w nowych aranżacjach, a ponieważ on napisał tylko 2 piosenki z tekstem, wychodzi na to, że będę pisać teksty do jego melodii.

Właśnie - plany: wydajesz coś własnego?

Jestem w trakcie pracy nad tą płytą "A tribute to Komeda". Robię to na swój "marysiowy" sposób - chcę je tak przerobić, aby przybliżyć go młodemu pokoleniu, które nie wie kim on był, nie zna jego muzyki, która dla niektórych może być trochę trudna. On pisał dużo muzyki instrumentalnej, a ja to przerabiam na piosenki, też trochę unowocześniając. To są takie inspiracje Komedą. Jest to wielkie nazwisko, trzeba do niego podchodzić z dużą pokorą i ja się przy tym strasznie dużo uczę. Jego duch krąży nade mną.

Jaki jest Twój patent na kaca?

Rzadko mam kaca, bo prawie nigdy nie piję. Ja pracuje na imprezach "w pewnym sensie"; nie piję przed śpiewaniem i żeby przetrwać 4 imprezy pod rząd, tak jak teraz mam, po prostu nie ma opcji żebym piła. Najlepiej jest na wodzie i to jest najlepszy sposób na kaca. Za to ja się nakręcam muzyką - zawsze bawię się na imprezach. A jeśli już nie jestem w pracy, to lubię sobie strzelić winko wieczorem, najlepiej białe. Ja już tak spokojnie - z tej wódki na winko przeszłam; jestem na tym etapie życiowym. Właściwie jak sięgam pamięcią wstecz, ja się parę razy w życiu tak upiłam rzeczywiście mocno, ale nie mogę sobie przypomnieć, abym miała jakiegoś straszliwego kaca. Chyba go nigdy nie miałam, więc nic nie wiem na ten temat... Ale wiem co: najlepiej na drugi dzień od rana nastawić sobie jakąś dobrą muzykę i posłuchać

To powiedz właściwie, czego mam tobie życzyć?

Ojej, ja jestem bardzo szczęśliwą osobą i spełnioną. Mam super faceta, zdrowa jestem - na szczęście. O, wiesz czego mi życz. I życzmy tego wszystkim w tym kraju, żeby tutaj się uszy ludziom bardziej otworzyły i aby dało radę z lepszą muzyką przebijać się do szerszych mediów. Jak tak dalej pójdzie z tą edukacją muzyczną, to staniemy się narodem roboli.

Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę wam otwartej głowy i otwartych uszu. Jest tyle wspaniałej muzyki na świecie, która na Was czeka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ania91




Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mąchocice k. Kielc

PostWysłany: Nie 18:43, 08 Paź 2006    Temat postu:

Oj święte słowa...
Świetny wywiad, nieszablonowy Wink dzięki za wrzucenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosia




Dołączył: 16 Sie 2006
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:15, 08 Paź 2006    Temat postu:

Bardzo fajny wywiad, Marysia opowiedziała o takich luźniejszych tematach, o swoim nastawieniu do różnych rzeczy. Bardzo mi sie podoba Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:25, 09 Paź 2006    Temat postu:

o kacu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chill-out




Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 13:29, 24 Mar 2007    Temat postu:

Wywiad Krzysztofa Kowalewicza(2006-08-31):
Cytat:
Krzysztof Kowalewicz: Dlaczego po klubowej płycie z poezję Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej zdecydowałaś się sięgnąć po twórczość kolejnego artysty z piedestału?

Marysia Sadowska: Lubię brać na warsztat wartościową sztukę sprzed lat i zderzać ją z nowymi rzeczami, dodając przy tym coś swojego. Na myśl o autorskiej płycie z muzyką Komedy drżały mi ręce, ale kiedy zaczęłam pracować nad albumem mój dystans do twórczości Krzysztofa nagle się zmniejszył. Dałam się ponieść jego muzyce. Ona mnie prowadziła. Z każdym kolejnym dniem pracy nad albumem czułam coraz większość radość tworzenia, opuszczały mnie wątpliwości, pękały kolejne bariery.

Muzyka Komedy ma bardzo złożoną strukturę. Długo uczyłaś się jej słuchać?

- Wszystkim Komeda kojarzy się z kompozytorem tworzącym metafizyczne, nieoczywiste, uciekającej od schematów utwory. Potrzeba trochę czasu, żeby je zacząć rozumieć. Na szczęście Komeda pozostawia bardzo wiele miejsca dla wyobraźni słuchacza i to ułatwia odbiór jego twórczości. Większości tego, co nagrał słucha się fantastycznie. Przygotowując się do płyty przesłuchałam kilkanaście albumów z jego muzyką i zaskoczyło mnie w jak wielu miejscach utwory są melodyjne. Okazuje się, że Komeda pisał również proste, bezpretensjonalne rzeczy. Zdarzało mu się być kompozytorem bardzo zwyczajnie ludzkim. Nigdy go o to nie podejrzewałam.

Jak Twoje wersje przyjęli Michał Urbaniak i Jan Ptaszyn Wróblewski - goście specjalni nagrań?

- Dzwoniłam do nich z duszą na ramieniu. Nie wiedziałam, jak zareagują. Moim marzeniem był ich udział przy tej płycie. Chciałam zagrać utwory Komedy z ludźmi, którzy dobrze znali jego twórczość. Obaj muzycy podeszli do projektu bardzo entuzjastycznie. Okazali mi wiele serca, dodali skrzydeł. Zagrali w duchu muzyki nowoczesnej. Też starali się szukać nowego spojrzenia na Komedę. Nagranie płyty w stylu czysto komedowskim nie miałoby większego sensu. Byłaby to jedynie nędzna imitacja jego twórczości. Jedyne wyjście to zrobienie wszystkiego jak najbardziej po swojemu. W trakcie nagrań nie żyłam tylko Komedą. On jest wielką osobowością. Robiłam wszystko, żeby nie dać się mu opętać. Nie chciałam podejść do jego twórczości w sposób naukowy, przeczytać, zobaczyć czy dotknąć wszystkiego, co go dotyczy. Wolałam zostawić pole dla niewiedzy i tym samym wyobraźni.

Jeszcze dwa lata temu byłaś Marysią. Teraz jesteś Marią. Dojrzałaś dzięki Komedzie?

- To tylko kwestia słowa. Niedobrze korespondowałaby Marysia na okładce płyty z Komedą. Na co dzień wciąż się czuję Marysią, a nie jakąś bardzo poważną Marią.

Zrobisz jeszcze komuś tribute?

- Tribute może nie. Moim sposobem na własną twórczość jest przeszukiwanie przeszłości i zderzanie jej z muzyką nowoczesną. Nagranie płyty wyłącznie z autorską muzyką i tekstami wydaje mi się strasznie nudnym zajęciem. To byłoby zbyt proste. Poszukam sobie nowej góry do zdobycia.


Wywiad Marcina Babko (13.09.2006):

Cytat:
Marcin Babko: Na Twojej poprzedniej płycie, "Marysia Sadowska", w kolorowym makijażu tańczyłaś do klubowych rytmów. Teraz, już jako Maria, sięgasz po muzykę najsłynniejszego polskiego jazzmana. Skąd ta zmiana?

Maria Sadowska: Moje fascynacje się nie zmieniły. Ja zawsze byłam między muzyką pop, jazzem i elektroniką. Na tej płycie też jest to wszystko. Wciąż poszukuję w przeszłości, lubię oglądać się za siebie. Zderzać tradycję z nowoczesnością. A imię? Prywatnie jestem bardzo "marysiowata", ale jako producent, kompozytor, szefowa zespołu, osoba, która musi podejmować poważne decyzje, nie tylko muzyczne, jestem Marią. Zresztą w kontekście Komedy byłoby niepoważne wyjeżdżać z Marysią.

Komeda to w Polsce ikona popkultury, nietykalna i nieosiągalna. Nie bałaś się mierzyć z pomnikiem?

- Bodziec przyszedł z zewnątrz. Miałam nagrać jeden utwór Komedy na składankę "Spirit of Polish Jazz". Nie chciałam traktować tego powierzchownie. Zadzwoniłam do Zofii Komedowej, dostałam od niej plik płyt i przez kilka tygodni słuchałam tylko ich. To było objawienie. Nie spodziewałam się, że ta muzyka tak mnie zainspiruje. Gdy już wycięłam pierwszego sampla, to od razu zrobiłam numer na tę składankę, a kilka innych rozgrzebałam... Gdy zaczęłam mierzyć się z Komedą, to on zszedł z piedestału. Przestała liczyć się otoczka, została tylko muzyka. Wcześniej znałam go tak jak każdy: "Astigmatic", "Nóż w wodzie". Widziałam go jako twórcę tematów filmowych.

Dopisałaś do nich słowa...

- Komeda miał zdolność pisania tematów bardzo pozytywnych, ale nigdy nie wpadał w trywializm. Pisał piękne melodie, ale one nigdy nie zostały zaśpiewane. Sięgnęłam po gotowe piosenki, ale raczej starałam się szukać tematów mniej znanych. Teksty pisałam półtora roku. Mam problem z piosenkami o miłości, więc szukałam innych tematów. Jest tu dużo eskapizmu, takiego "runaway", i pochwała muzyki. Dla mnie muzyka to wolność, podróż, ucieczka od codzienności, choć to esencja mojego życia. Chciałbym, żeby dla ludzi ta płyta była oderwaniem od życia codziennego. Jak w tekście "Niezmiennie jest mi przyjemnie, gdy świat sobie radzi beze mnie...".

Śpiewasz w utworach, które zawsze znane były jako instrumentalne. Grasz reggae w "Rosemary's Baby", którą każdy kojarzy z kołysanką. Poprzerabiałaś tę muzykę do tego stopnia, że podpisałaś się pod tytułami jako kompozytor, "na podstawie utworów Komedy"...

- Ta płyta jest inspirowana muzyką Komedy. To nie jest tylko jego muzyka. Jak chcesz posłuchać Komedy, to kup sobie jego płyty. Ale jest na tej płycie wielki szacunek. Z przyczyn oczywistych nie mogłam zagrać z Komedą. Zwróciłam się do muzyków, którzy z nim grali. Bałam się, bo dla mnie ich akceptacja jest niemal akceptacją samego Komedy. Jan Ptaszyn Wróblewski i Michał Urbaniak podeszli do tego z ogromnym entuzjazmem, dodali mi wiary w siebie. Nie złapali się za głowy, że poprzerabiałam te numery. Oni wiedzą, że muzyka jest ponad czasem, ponad gatunkami.

Utwór "Zapamiętaj" to koncertowe nagranie tria Komedy z 1972 roku, do którego dograłaś swój wokal. Skąd ten pomysł?

- Zakochałam się w tym utworze. To jedno jedyne wykonanie ma w sobie taką magię, że nie ma sensu odtwarzać go na nowo. To genialność sama w sobie. Starałam się też zaśpiewać i nagrać to koncertowo, za jednym podejściem, bez doklejek. To było niesamowite. Przecież oni to nagrali, gdy mnie nie było na świecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adrian
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2006
Posty: 443
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:37, 25 Mar 2007    Temat postu:

Chill-out napisał:


Utwór "Zapamiętaj" to koncertowe nagranie tria Komedy z 1972 roku, do którego dograłaś swój wokal. Skąd ten pomysł?

- Zakochałam się w tym utworze. To jedno jedyne wykonanie ma w sobie taką magię, że nie ma sensu odtwarzać go na nowo. To genialność sama w sobie. Starałam się też zaśpiewać i nagrać to koncertowo, za jednym podejściem, bez doklejek. To było niesamowite. Przecież oni to nagrali, gdy mnie nie było na świecie.


hehe, wspaniale Smile i za to uwielbiam Marysię. Co za niekonwencjonalnosc - wyszło to naprawde wspaniale. Piekna piosenka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chill-out




Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 16:14, 20 Cze 2007    Temat postu:

I kolejny,przypadkiem znaleziony wywiad:
[link widoczny dla zalogowanych]
___________________________________________________________________________

Bardzo ciekawy wywiad o wszytskim:o MusicBoxie,o Japonii,o studiach,Stanach,muzyce,złotej płycie,plasterkach,Dodzie i wielu innych sprawach. Cool
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chill-out




Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pią 13:19, 28 Mar 2008    Temat postu:

Z muzyką na dobre i na złe
Z Marysią Sadowską, wokalistką, aranżerem, kompozytorem, producentem i liderem w jednej osobie rozmawiał Robert Purzycki.

Wydajesz właśnie swoją najnowszą płytę z utworami bożonarodzeniowymi - "Gwiazda dla każdego". Słyszeliśmy, że wiążę się z tym ciekawa historia...
- Tak, to bardzo osobista płyta, efekt, co najmniej dziesięcioletniej pracy. Przez ten cały czas grałam dużo koncertów świątecznych i na każdy z nich starałam się przygotować przynajmniej jeden, własny, oryginalny utwór. Przez parę lat uzbierało się ich trochę i postanowiłam zebrać je i wydać taką świąteczną płytę.
Wrócimy jeszcze i do tego, a na razie zacznijmy sakramentalnie: wokalistka, aranżer, kompozytor - to określenia, które spotyka się obok Twojego nazwiska. Które z nich definiuje Cię najpełniej. Które z tych wcieleń to naprawdę Ty?
- Nie rozdzielałabym tego i nie faworyzowałabym żadnego z tych moich "wcieleń", bo każde z nich jest tak naprawdę tylko pewną odmianą tego samego wcielenia. Wszystko to wiążę się z moją jedyną prawdziwą pasją - muzyką.
Czy taki "twórczy płodozmian" potrzebny Ci jest do utrzymania równowagi?
- Tak, tu muszę się zgodzić. To się sprawdza i na pewno pomaga utrzymać się w pionie.

Aha, jest jeszcze określenie - producent - i bodaj, że gdzieś właśnie przyznałaś się głównie do tej... profesji, działalności - nie wiem jak to nazwać. Powiedz, w jaki sposób godzi się artystyczną: wrażliwą, rozwichrzoną naturę z powagą i precyzją, której wymaga każdy biznes?

- Aaa, to pewne nieporozumienie. Jeśli rzeczywiście nazwałam się tak w jakiejś publicznej wypowiedzi, to miałam na myśli "produkcję" muzyki, czyli uczestniczenie w każdym etapie tworzenia pojedynczego utworu i całego albumu. Kompozycja, aranżacja, wykonanie. To nie ma nic wspólnego z działalnością biznesową.
Karierę muzyczną zaczynałaś bardzo wcześnie, jako nastolatka. Czy to Twoim zdaniem dobra metoda? Czy dokonywałaś tego wyboru świadomie, czy on może wciąż się dokonuje?
- Nie, wybór został już definitywnie dokonany. Na dobre i na złe związałam się z muzyką. Oczywiście wciąż trwa proces poszukiwania tożsamości artystycznej, odpowiednich środków wyrazu, formy, która odpowiadałaby mojej osobowości. To trwa i myślę, że będzie trwało nieustannie, bo praca artystyczna to nieustanne zmiany i poszukiwania.
Do jakich wzorców czy inspiracji odwołujesz się w swojej twórczości i karierze?
- To dopiero jest temat rzeka. Nie chciałabym może wymieniać konkretnych nazwisk, ale stylów i gatunków muzycznych, które lubię i wykorzystuję w swojej twórczości jest mnóstwo. W ogóle cechą charakterystyczną współczesnej muzyki jest jej daleko posunięty eklektyzm, mieszanie różnych motywów. Ja uwielbiam to robić. Jazz - to pierwsza i najważniejsza inspiracja, undeground, muzyka klubowa, elektroniczna, trochę reggae, popu - w najbardziej fantastycznych konfiguracjach. To jest to, co sprawia mi taka radość w muzyce. Stosunkowo najmniej inspiruje mnie rock. Myślę, że to muzyka, z której się wyrasta. Jest przewidywalna. Zawsze to samo brzmienie gitary elektrycznej, ten sam rytm, powtarzalne frazy.
Jak oceniasz polską scenę muzyczną? Mam na myśli przede wszystkim młodych wykonawców i debiutantów, zwłaszcza tych wykreowanych przez programy typu: "Idol"? Nie sądzisz, że scena muzyczna zapełnia się ludźmi "odtwórczymi", którzy nie mogą pochwalić się żadną oryginalną, twórczością własną?
- Polski rynek, nie jest rynkiem artystów, tylko producentów i wytwórni, a taki młody, nieukształtowany, plastyczny do bólu człowiek, to idealny materiał dla przemysłu fonograficznego, który kreuje, wymyśla w najdrobniejszych detalach i wypuszcza na rynek gotowe produkty. Ci, którzy chcą jednak przebić się ze swoją oryginalną twórczością często są tłamszeni. Znam to z autopsji - slalom od drzwi do drzwi wytwórni nie jest mi obcy.
Wróćmy do Twojej najnowszej płyty... - Jest tam także utwór, do którego mam bardzo osobisty stosunek: kompozycja do słów Listu św. Pawła do Koryntian
- hymnu na część miłości. Wykonywałam go wiele razy na ślubach moich znajomych, często z towarzyszeniem mojej mamy - Liliany Urbańskiej, która akompaniowała mi na flecie. Nie wszystkie utwory mają tam charakter stricte świąteczny - są o potrzebie miłości, więzi. I w dodatku mają charakter przystępny - lekkie popowe aranżację. A więc płyta przyjemna - myślę - dla każdego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chill-out dnia Pią 13:20, 28 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chill-out




Dołączył: 03 Sie 2006
Posty: 579
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Śro 21:13, 02 Lip 2008    Temat postu:

Wywiad dla dziennika "The Times"
Nieoficjalna piosenka olimpijska jest już gotowa.Wokal - Maria Sadowska, specjalistka od jazzu i muzyki klubowej, oraz... Monika Pyrek, wicemistrzyni świata w skoku o tyczce.
-Śpiewacie piosenkę olimpijską. Tymczasem nadal słyszy się głosy nawołujące do bojkotu pekińskiej olimpiady z powodu prześladowań Tybetańczyków.Nie boicie się iść pod prąd?
Maria Sadowska: To delikatne rzeczy. Jestem po stronie Tybetu, ale rozumiem też Monikę, która od czterech lat przygotowuje się do startu, i nie wiadomo, czy będzie miała kolejną szansę, żeby zdobyć olimpijski medal. Na szczęście idee olimpiady pozostają niezmienione, bez względu na to, gdzie olimpiada się odbywa.
Monika Pyrek: Teraz trzeba właśnie konsekwentnie działać na rzecz igrzysk. Przecież funkcja olimpiady miała zawsze polegać na łączeniu zwaśnionych - to impreza propagująca pokój. Poza tym my, sportowcy, musimy rozpatrywać to nie tylko w kategoriach wydarzeń wagi światowej, ale też w normalnych, prywatnych, własnych. Taka odmowa udziału w najważniejszym sportowym wydarzeniu to kawał życia do tyłu i zmarnowanie czterech lat ciężkiej pracy. Trochę się boję, że tam, na miejscu, wybuchnie festiwal protestowania, pełny bojkot, że tam nagle pójdą na to wszyscy. A ja chcę, żeby było normalnie, i wyłamię się z pełną konsekwencją, choć boję się szykan.
-Czyli piosenka "Wyżej, szybciej, dalej" stała się dla was protest songiem przeciw głupim sposobom protestowania przeciw łamaniu praw człowieka w Tybecie?
Monika: Skomplikowany pomysł, ale może to tak zadziała. Ogólnie rzecz biorąc, na pewno o wiele uczciwiej jest zrobić cokolwiek za lub przeciw czemuś, choćby i piosenkę, niż tylko gadać, wygłaszać tezy, które tego gadającego wcale nie dotyczą! Jak ktoś w ogóle śmie mówić o czymś tak poważnym, jak ucisk całej nacji, skoro zaraz wróci do domu, a najgorsza rzecz, jaka go tam spotka, to półgodzinny korek albo zły film w telewizji? Nic nie wie o ludzkim cierpieniu, a o tezach głoszonych w telewizji i na przyjęciach zapomina, zanim przyłoży głowę do poduszki.
Maria: Nie zgadzam się. Muzyka powinna być ponad ta-kie sprawy, a ta piosenka powstała z potrzeby serca, a nie z kalkulacji. I nie ma też być sposobem na zrobienie wokół nas medialnego szumu, proszę nam wierzyć.
Monika: To po prostu akt wielkiej przyjaźni. Maria spełnia w ten sposób moje marzenie o śpiewaniu.
-Nie miałam pojęcia, że się znacie. I na plotkarskich stronach w necie nic nie było...
Maria: Bo znamy się od jesieni zeszłego roku, ale zaprzyjaźniłyśmy się od pierwszego wejrzenia. Czasem człowiek wie, że to jest to. Widzi kogoś i wybiera na przyjaciela.
Monika: I z wzajemnością. To od pierwszej chwili było coś więcej niż sympatia i więcej nawet niż koleżeństwo. I nasi faceci też się polubili.
Maria: Czego można więcej chcieć od życia?
-Jak wyglądało wasze pierwsze zetknięcie?
Monika: Zafascynowałam się Marią i jej muzyką już w 2003 roku, kiedy zaśpiewała na bankiecie po mityngu Żywiec Coup w Poznaniu. To był znakomity występ, tak energetyczny, że aż przechodziły mnie dreszcze. Potem śledziłam losy Marii i kiedy wydała płytę "Tribute to Komeda", uznałam to za polskie muzyczne wydarzenie dziesięciolecia. I nagle jesienią zeszłego roku zaproszono mnie do udziału w programie "Mój pierwszy raz" i mogłam ,,spełnić swoje dowolne życzenie. Pragnienie zaśpiewania z Marią jej piosenki "Kiedy nie ma miłości" wygrało nawet z pragnieniem poprowadzenia lokomotywy. Maria miała mnie wcześniej przeszkolić. Jako jej fanka byłam na początku przerażona - że będziemy sobie siedzieć w hotelu jak koleżanka z koleżanką i trenować śpiewanie. Byłam skrępowana. Ale mistrzyni okazała się przyjazna i otwarta. Roześmiana. I to mnie w niej kompletnie urzekło.
Maria: A mnie w Monice na samym początku w oczywisty sposób urzekło to, że chce zaśpiewać właśnie ze mną. Oglądam jej skoki od 10 lat z fascynacją. Czym mogłam zasłużyć na zainteresowanie tak wielkiej gwiazdy sportu? To przecież ona jest mistrzynią.
Monika: Wicemistrzynią.
Maria: Okej. A potem to był po prostu instynkt, który mi powiedział, że jej można ufać. Jest praktyczna, spokojna, zorganizowana, niesamowicie uczciwa.
Monika: A Maria jest spontaniczną, sympatyczną bałaganiarą, żyjącą z dnia na dzień, bez planu. Podczas kiedy ja pamiętam każdą datę ze swojego życia, Marii daty są chyba w ogóle niepotrzebne, świetnie sobie bez nich radzi.
- A w dodatku jedna z was jest brunetką, a druga blondynką.
Przyciągnęły się absolutne przeciwieństwa?

Monika: Nie do końca. Prywatnie bardzo się różnimy, ale uprawiane przez nas zawody są do siebie podobne bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Maria: To prawda. Żeby śpiewać, trzeba być w dużej mierze sportowcem i ciągle, konsekwentnie, codziennie trenować. Monika mówi, że wystarczy jej kilka dni bez treningu, a od razu czuje, jak spada forma, wiotczeją mięśnie. Bardzo trudno jest potem odrobić takie dni lenistwa. Ze mną jest identycznie. Ktoś, kto śpiewa, musi mieć wytrenowane całe ciało. Na początek - struny głosowe. To jest przecież mięsień, który trzeba ćwiczyć, bo inaczej będzie słaby. Codziennie musisz robić ćwiczenia głosowe, nudne jak cholera. Siedzisz i przez godzinę śpiewasz w różnych tonacjach: wa we wi wo, wa we wi wo, albo: glim glem glam glem, glim glem glam glem gliiiiim. Po drugie - przepona. Codziennie robię 150 brzuszków, bo przepona służy do tego, żeby trzymać stabilny dźwięk i móc go trzymać długo. A po trzecie ,,- koncerty. Żeby dać dwugodzinny koncert, musisz mieć znakomitą kondycję. Więc - rolki, gimnastyka, basen, windsurfing, narty, skateboard - wszystko, co kondycyjne. Taka jest codzienność. Inaczej nie będziesz śpiewać. A przed ,,nagrywaniem płyty musisz wziąć z piętnaście lekcji ustawiających głos. Czyli trenować ciało non stop.
Monika: Z kolei w lekkiej atletyce absolutnie najważniejszą rzeczą jest rytm, jak w muzyce. To dlatego puszczamy sobie na mityngach ulubione piosenki, a jeśli jesteśmy nie dość skoncentrowani, prosimy czasami tłumy, żeby zaczęły klaskać i wyznaczyły nam rytm biegu. Musimy mieć poczucie rytmu, bez tego się nie obejdzie. A czymś, co łączy nas w największym stopniu, jest to, że obydwie kochamy swoje zawody. Maria jest bardziej muzykiem, kompozytorem niż po prostu wokalistką, i podczas komponowania całkowicie oddaje się temu, co robi. Taka twórczość to mistyczne przeżycie, podobnie jak udany skok o tyczce.
-Czy znakomity sportowiec ma cechy artysty?
Monika: Chyba tak. Ale o ile artyzm pojawia się wtedy, kiedy się robi to, co się lubi, o tyle osiągnięcia zależą w sporcie od absolutnej konsekwencji.
Maria: W muzyce jest tak samo. Obydwie uprawiamy wolne zawody. Ludziom na posadach wydaje się, że taki ktoś ma pełną wolność, fruwa sobie z kwiatka na kwiatek, że artysta czy sportowiec to takie nieodpowiedzialne istoty. Bzdura. Musimy mieć potworną dyscyplinę wewnętrzną.
Monika: Mnie nawet nazywają zawziętą i choć to słowo nieprzyjemnie się kojarzy, dla mnie ma pozytywny sens.
Maria: Łączy nas jeszcze to, że obie jesteśmy odporne na ,,porażki, bo bez tego nic fajnego nie da się zrobić. Musimy być też odporne, a właściwie całkiem głuche na to całe zło, które się w polskim świecie muzyki i sportu dzieje.
-Właśnie, namalowałyście obraz raju, a przecież kondycja obydwu tych środowisk nie jest w kraju najlepsza.
Maria: O, pewnie. Z muzyką coś się stało fatalnego. Dziesięć lat temu zatrzymaliśmy się na etapie popu i rocka, czyli w epoce jaskiniowej. I mamy je tu w najgorszym wydaniu, wielka lawina piosenek o niczym, byle z gitarą. To muzyka zagrana na przedszkolnym poziomie, a jest zbyt prostacka nawet dla dzieci i młodzieży, choć dla nich jest przeznaczona. Czasem mam wrażenie, że to jakaś podstępna forma terroru, że ten 40-milionowy kraj jest świadomie ograniczany i ogłupiany w muzycznej niewiedzy przez dyktaturę trzech największych stacji muzycznych. Puszcza się muzykę nierozwijającą duszy, technicznie i kompozycyjnie sto lat za resztą świata. Wymyślono odbiorcę, wirtualnego idiotę, któremu wciska się rzeczy na najgorszym muzycznym poziomie, poniżej którego nigdy by się nie zeszło jeszcze dziesięć lat temu. Wiem, że gdyby znakomite Kayah i Edyta Bartosiewicz pojawiły się dziś, nie przebiłyby się przez ten dyktat fatalności. Ale wierzę, że jesteśmy u muzycznego dna, od którego teraz będzie można się odbić. Jeśli ten upadek nie doprowadzi do uzdrowienia, można śmiało powiedzieć, że nastąpił muzyczny koniec świata.
Monika: A w lekkiej atletyce następuje właśnie początek końca świata. Jeszcze sześć lat temu była w Polsce bardzo popularna. I nagle okazało się, że na dzisiejsze czasy jest zbyt skomplikowana. W telewizji podaje się rzeczy proste i ta komercjalizacja ma na sport ogromny wpływ.

Rozmawiala Agnieszka Kropielnicka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Marii Sadowskiej Strona Główna -> Tribute to media Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin